Mrok spowijał mnie przez dość długi czas. Czułem się dziwnie, przed oczyma wyobraźni wciąż majaczyła mi twarz przerażonego biznesmena. Teczka, z którą najpewniej nigdy się nie rozstawał, drżała w jego dłoni... jakby kołysana późnym wiatrem. Nigdy nie chciałem kłopotów, nie szukałem ich, a każdą relację próbowałem prowadzić bezkonfliktowo. Jednak nigdy mi się to nie udawało, tak było i tym razem. W jego oczach poza przerażeniem widziałem coś jeszcze - wściekłość i nienawiść, płonęły głęboko w błękitnej powierzchni jego tęczówek. Nienawidził mnie, uważał za bestię, zwierza pozbawionego serca, rozumu czy duszy. Gdyby miał czym to najpewniej sam by mnie zastrzelił, teraz jednak zrobił coś co i tak by mnie spotkało. Małe urządzenie wydało z siebie cichy dźwięk a po kilku sekundach uroczy, kobiecy głos odpowiedział na przerażone jęki przechodnia. Odchodząc w kierunku parku powoli godziłem się z faktem iż mój pobyt w mieście dobiega końca. Nawet nie wiem skąd i kiedy to się stało, ale poczułem delikatne ukłucie. Spoglądając na swój bok dostrzegłem coś na wzór strzałki, ta jednak sprawiała, że powieki opadały mi mimowolnie. Usnąłem, a moment pełnego przebudzenia właśnie nadchodził.
Dźwięki z okolicy coraz donośniej przebijały się przez cienką powłokę snu, rozdzierały ją na kawałki, a zapach ludzi - o wiele intensywniejszy niż zazwyczaj - tylko im w tym pomagał. Przebudziłem się, nerwowo przeciągając wzrokiem po moim otoczeniu, a to co ujrzałem dość doraźnie mnie zaskoczyło. Byłem w klatce, sporej, jednak mało komfortowej, od góry narzucono na mnie jakiś koc czy plandekę, była stara i miała kilka dziur, mimo to pachniała neutralnie. Czułem, że się przemieszczamy, delikatna woń lasu powoli przebijała się do moich zmysłów, a wraz z nią coś jeszcze. Uświadomiłem to sobie dopiero na najbliższym wyboju, moja klatka uderzyła o coś podobnych gabarytów i najpewniej o takiej samej konstrukcji. Przez warkot silnika przebiło się ciche westchnięcie. Wadera? Jej zapach wydawał się rozmyty, mimo to głos był bardzo wyraźny. Zatrzymaliśmy się, a warkot silnika zastąpiły głosy dwunożnych istot.
"Myślisz, że już się obudziły?", "Mam nadzieję, że się polubią, to pierwszy raz kiedy przerzucam wilki.", "Będzie dobrze, na pewno znajdą dla siebie dom. Z czasem będzie ich tu więcej"... Te i wiele innych kwestii udało mi się zasłyszeć w chwili gdy prawdopodobnie stawiano nas na stałym gruncie. W międzyczasie moje zmysły wróciły do pełnej sprawności, a wraz z nimi wspomnienia o wszelkich ludzkich dokonaniach, między innymi widok pocisków przeszywających ciało mojego ojca... drobinki ołowiu i krwi pokrywające ściany naszego domu... Te potwory nie chciały dać mi spokoju, przecież nic im nie zrobiłem! Wewnątrz mnie narastała wściekłość. Umiałem ją kontrolować, jednak przychodziło mi to z ogromnym trudem. Nagle front został odsłonięty, plandekę zarzucono na górę klatki natomiast piękny krajobraz przysłoniła uradowana twarz młodej kobiety.
- Obudził się - stwierdziła, chichocząc pod nosem - A jak sprawy wyglądają u was?
- Chyba wszystko dobrze, wydaje się spokojna, ale na pewno nie senna - tym razem męski głos rozdarł przestrzeń... a ja nie myślałem o niczym innym jak o najszybszej ucieczce z tego miejsca.
Żelazne wrota uchyliły się, a chłodna fala strachu zalała moje ciało. Choć wydawało mi się to mało prawdopodobne, część mnie uważała, że po wyjściu zostanę zastrzelony... Mimo to ruszyłem, powoli wychyliłem łeb próbując zaobserwować ewentualne zagrożenia. Wyszedłem powolnym krokiem, przyspieszałem z każdym centymetrem aż wreszcie puściłem się biegiem przed siebie. Nie odwracałem się, praktycznie zapomniałem o obecności dodatkowej jednostki. Z myślą o ewentualnym niebezpieczeństwie samicy zwolniłem i przygotowany na najgorsze odwróciłem wzrok. Stała tam, dumna, pewna siebie, darząca ludzi zaufaniem... przyglądała się im, co jakiś czas przerzucając wzrok na mnie. Ruszyła w moim kierunku dopiero gdy nasi "wybawcy" zebrali swój sprzęt i ruszyli w drogę powrotną, prawdopodobnie nad wybrzeże. Nie byłem już na Orientis, czułem to w powietrzu - było czyste, rześkie i delikatne... a nie przepełnione smogiem i spalinami. W czasie gdy nieznajoma zbliżała się w moim kierunku ja zaobserwowałem kilka zmian. Rana, której się nabawiłem została bardzo dobrze zaleczona, w wyniku czego aktualnie nie było po niej nawet śladu... do tego wszystkie plamy ze smaru czy oleju również zniknęły odsłaniając śnieżnobiałe futro z czerwonymi śladami.
Samica stanęła naprzeciwko mnie po czym z gracją przysiadła, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
- Ufasz im? - zacząłem... praktycznie ignorując wszelkie zasady dobrego wychowania. Nawet nie wiedziałem jak ma na imię...
- Uważam, że jeśli mieliby coś nam zrobić, to zrobiliby to dawno temu - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Ja... - zaciąłem się - Po prostu mam swoje podejście. Nigdy im nie zaufam.
- Nie mam zamiaru negować twojego poglądu. A tak swoją drogą, jestem Matrem.
- Outcast... - wydukałem odwracając wzrok.
< Matrem? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz